Polemika/Fakt

Zbawienie. Część 5: Dlaczego głoszenie dobrej nowiny od domu do domu jest działalnością zbrodniczą?

Zbawienie. Część 5: Dlaczego głoszenie dobrej nowiny od domu do domu jest działalnością zbrodniczą?

Tutaj nie chodzi o to, że występkiem wobec przyzwoitości jest budzenie ludzi o 10.15 rano w niedzielę. Nie idzie o wzburzenie osób, które np. uprawiają seks lub codzienną masturbację, konsumują śniadanie, piją kawę na balkonie, oglądają ulubiony serial – a tu w najmniej dla nich odpowiednim momencie – zabrzmiewa dzwonek od drzwi i zmuszeni są otworzyć ludziom, którzy z plastikowym uśmiechem na ustach pytają:

– Czy wiesz, że niedługo nastanie rząd Niebiański?

To może wyprowadzić z równowagi. Ale ten tekst będzie o czymś innym. Dużo poważniejszym niż chwilowe podirytowanie. Odniesiemy się do podstaw ideologii a zarazem moralności wyznawanej przez świadków Jehowy.

Jak najłatwiej rozwalić doktrynę świadków Jehowy w drobiazgi? Wystarczy „wirtualnie” przyjąć, iż ich poglądy są prawdziwe. I tyle. A następnie drogą logicznego rozumowania wyprowadzić z nich wnioski. A one okazują się często tak absurdalne, iż zachowanie przekonania, iż świadkowe rewelacje mają sens, wymaga wiary tak dużej, iż faktycznie musiałaby przenosić góry.

Jedną z takich irracjonalnych konkluzji, jest ta tytułowa. Teraz pokażę jak do niej doszedłem:

Dla każdego świadka Jehowy głoszenie dobrej nowiny jest czynnością jednoznacznie pozytywną. To misja ratowania świata – działalność charytatywna dla dobra ludzkości. Nakazał ją stworzyciel wszechświata Bóg Jehowa a oni z radością wypełniają jego rozkazy. Tylko Bóg ma lek na agonalny stan w jakim znajduje się ludzkość. Tylko dobra nowina z Biblii jest realnym rozwiązaniem. Dlatego nie ma potrzeby dawać pieniędzy żebrakom, bezdomnym czy na Orkiestrę Owsiaka. Sam będąc swego czasu aktywnym głosicielem wierzyłem, że chodzenie od drzwi do drzwi z dziwnymi broszurkami jest najbardziej cenną i szlachetną czynnością jaką można wykonywać. Tak to ujmuje Strażnica:

Jesteśmy ewangelizatorami, ponieważ w grę wchodzi życie. Głosząc, możemy wybawić zarówno siebie, jak i tych, którzy nas słuchają (1 Tymoteusza 4:16). Czy wiedząc, że czyjeś życie jest zagrożone, poprzestalibyśmy na jednorazowej i do tego mało zdecydowanej próbie udzielenia pomocy? Wręcz przeciwnie! Zależy nam na wybawieniu ludzi, więc wielokrotnie do nich zachodzimy. (Strażnica, 2004 15 marzec, str. 10-14)

Nienawidziłem głoszenia, między innymi dlatego, że byłem bardzo nieśmiałym człowiekiem i pukanie do obcych drzwi z niewiarygodnymi informacjami do przekazania, było dla mnie torturą. Ale mimo to zmuszałem się do tego. Motywowało mnie wewnętrzne przekonanie, iż ratuję ludziom życie. Byłem z tego dumny.

Nie dopuszczałem jednak do siebie myśli, że do głoszenia można, a nawet trzeba podejść inaczej. Służba kaznodziejska jest czymś więcej niż tylko udzielaniem pomocy i rozgłaszaniem imienia Bożego. Każdy świadek Jehowy niby o tym wie, ale nie wyciąga z tego wniosków. Głoszenie jest częścią procesu oddzielania owiec od kozłów. Świadkowie Jehowy piszą o tym wyraźnie:

Podobnie dzisiaj głoszenie dobrej nowiny „na świadectwo wszystkim narodom” stanowi podstawę ich osądzenia. Wyjaśnia to apostoł Paweł, pisząc, że Chrystus Jezus wymierzy należną karę tym, „którzy nie znają Boga i którzy nie są posłuszni dobrej nowinie o naszym Panu, Jezusie” (2 Tes. 1:8, 9). Ludzie zostaną potraktowani w zależności od tego, jak zareagują na dobrą nowinę. Dlatego też do samego końca musi ona być obwieszczana głośno i wyraźnie (Obj. 14:6, 7). Nic nie powinno powstrzymywać od przekazywania im tego ważkiego orędzia tak często, jak tylko jest to możliwe. W tej sytuacji na wszystkich oddanych sługach Jehowy spoczywa wielka odpowiedzialność. (Strażnica, 1988, nr 3. str. 27-31)

Co z tego konkretnie wynika? Rozpatrzmy przykładowego szeregowego głosiciela:

Drogi głosicielu dobrej nowiny. Przyjmij fakt, że jesteś podstawą osądzenia ludzi, którym głosisz. Jak to działa w praktyce? Pukasz do obcych drzwi. Wyjmujesz z torby Strażnicę i witasz serdecznie rozczarowanych twoim widokiem rozmówców. Oni jak to ludzie; nie mają czasu, nie interesuje ich to, nie chce im się, mają ważniejsze rzeczy na głowie. Normalka. Niby zrozumiałe. Ale według Twoich wierzeń, ci ludzie właśnie podpisali na siebie wyrok śmierci. Dobry Bóg Jehowa unicestwi ich – dlatego, że nie przyjęli od Ciebie Strażnicy. Trochę ostro. Oczywiście, jeżeli zareagowali na Ciebie pozytywnie – to Bóg być może ich zachowa. Ale ludzie najczęściej po prostu odmawiają.

Spójrz na tabelkę zbawienia z poprzednich wpisów. Świadkowie Jehowy mają obsesję na punkcie nie posłuchania ostrzeżenia. Jeżeli ktoś Cię nie posłuchał to jest to wystarczająca podstawa żeby zakwalifikować go do grupy przewidzianej do anihilacji. Natomiast gdyby ostrzeżenia w ogóle nie było – to wtedy taka osoba musi mieć szansę opowiedzieć się po czyjejś stronie. Dlatego jasnym jest, iż dla ludzi, którzy nie słyszeli o dobrej nowinie prawdopodobieństwo zmartwychwstania czy przeżycia Armageddonu jest dużo większe. Bo Bóg musi dać im okazję opowiedzenia się. A więc zgodnie z twoją doktryną; im więcej głosisz – drogi świadku Jehowy – tym więcej ludzi skazujesz na śmierć. Każdy głosiciel powinien być tego świadomy. Jeżeli naprawdę wierzysz w to, co głosisz, to musisz taki wniosek zaakceptować. Pochwalasz i osobiście uczestniczysz w procesie eksterminacji praktycznie całych narodów. Nie ratujesz ich. Ty ich pogrążasz. 99% ludzi, którym głosisz – odmawia. A więc w 99 przypadkach na 100 jesteś posłańcem śmierci i zniszczenia. Po prostu oznaczasz ludzi, którzy mają zostać zgładzeni. Według twojej wiary, niedługo przyjdzie Jezus wraz z aniołami, którzy zetrą w pył oznaczonych przez Ciebie kozłów, którzy ośmielili się nie zaprenumerować Przebudźcie Się.

Więc następnym razem gdy udasz się na służbę od domu do domu – spójrz w oczy swoim ofiarom. Zaakceptuj, że choćby nie wiem jak bardzo będziesz się starał – to ich nie nawrócisz, bo są na to zbyt rozsądni. Spójrz na nich, tak jak człowiek patrzy na drugiego człowieka. I uświadom sobie w tej jednej chwili, iż w zgodzie z tym, w co wierzysz – skazałaś właśnie rodzinkę Malinowskich na śmierć. I co więcej jesteś z tego dumny i uważasz, że dokonałeś rzeczy chwalebnej. Czyż nie? A może nie jest to powód do dumy? 

Czy w takim kontekście można w ogóle mówić o misji ratowania ludzi? Na zdrowy rozum ratowanie zachodzi wtedy gdy działania sprawiają, że większość ratowanych się uratuje. Natomiast, gdy bezpośrednim następstwem podjętej akcji jest śmierć 99% spośród nich, a do tego okazuje się, że gdybyśmy działania zaniechali to przeżyłoby ich dużo więcej, to już trudno nazwać to akcją ratowniczą, a tym bardziej chwalebną służbą. Toż to jest aktywne uczestniczenie w przeprowadzaniu ludobójstwa, na nieznaną do tej pory skalę.

 


Foto: Strażnica 1 luty 2012, napis w dymku mojego autorstwa.

Gdyby działalność głoszenia miała 70% skuteczności, to można byłoby mówić o jej walorach charytatywnych. Ale każdy, kto kiedykolwiek był świadkiem Jehowy – wie, że  taka skuteczność jest absolutnie poza zasięgiem. Przyczyn tego jest kilka, wymienię te najważniejsze:

1) Historie opowiadane przez świadków są delikatnie mówiąc mało wiarygodne,

2) Zaprzeczają ustaleniom nauki,

3) Są głoszone przez osoby nie wzbudzające zaufania. A więc na przykład babcie w podeszłym wieku. Albo ludzi bez wykształcenia – niezdolnych do samodzielnego myślenia ani do podjęcia dyskusji na poziomie.

Czy naprawdę można mieć do ludzi pretensje, że 99% ludzi nie chce uwierzyć świadkom Jehowy? Ale jednak świadkowie Jehowy pretensje mają, co więcej sugerują, że ci, którzy ośmielili się odmówić – zasługują na śmierć.

 I właściwie jak głosiciel owej dobrej nowiny powinien się czuć, ze świadomością, że jego misja ratowania ludzi jest tak naprawdę misją dziesiątkowania ich? Czy tacy zwykli ludzie, do których zachodzą świadkowie Jehowy na terenie naprawdę są aż tak źli, że nadają się tylko do zamordowania?

Czy nie wydaje się, że odeszliśmy bardzo daleko od nacechowanego miłością i tolerancją przekazu Jezusa Chrystusa? W takim ujęciu świadkom niestety bliżej do czegoś wręcz przeciwnego – czyli do ideologii charakteryzującej się właśnie nietolerancją i brakiem miłości, a mówiąc wprost okrucieństwem i dyskryminacją. 

Dla mnie ten wniosek nie jest oburzający, w zasadzie wcale mnie nie dotyczy – ponieważ nie wierzę ani trochę w to, co opowiadają świadkowie Jehowy. Gdybym miał się przejmować każdą bzdurą wymyślaną przez jakąś małą, dziwną grupę religijną to już dawno musiałbym się rzucić pod pociąg.

Wniosek ten nie jest również istotny dla ludzi, którym świadkowie Jehowy głoszą. Nie zdają sobie oni z tego sprawy, a nawet jeśli tak, to nic to ich nie obchodzi.

Jedyni ludzie, którzy powinni się tym wpisem przejąć, to ci uważający, że świadkowie Jehowy głoszą niezaprzeczalną prawdę. Pod tą definicję podpadają najczęściej sami świadkowie Jehowy.

Nie chodziło mi o to, aby ich obrażać, czy prowokować. Czy też wmawiać im, że są złymi ludźmi. Znam ich. To najczęściej bardzo poczciwe jednostki. Ale dostały się w tryby maszyny, która zmusza ich do robienia rzeczy dziwnych w imię moralnie wątpliwej ideologii. Czy wszechmądry i wszechmiłościwy Bóg mógłby promować tak niesprawiedliwe i nielogiczne zasady? To jest przecież obietnica wybicia 99% populacji ludzkiej, tylko dlatego że nie uwierzyła bandzie wariatów chodzących po osiedlach z kolorowymi broszurkami. Czy to może być prawda?

 

Udostępnij

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *