Esej/Osobiste

O niedojrzałości

O niedojrzałości

„Trzymajcie się z daleka od człowieka, który pracował w pocie czoła nad rozwiązaniem jakiejś zagadki, rozwiązał ją i stwierdził, że nie jest mądrzejszy niż przedtem – przepełnia go bowiem mordercza pogarda do ludzi, którzy są równie głupi jak on, ale nie doszli do swojej głupoty równie ciężką pracą”

 

Kurt Vonnegut „Kocia Kołyska” Księga Bokonona

 

Gdy w procesie mojego oddalania się od Organizacji, doszedłem do momentu w którym nie miałem najmniejszych wątpliwości co do tego, iż zostałem oszukany, że świadkowie Jehowy to nie jest religia prawdziwa – nastąpił okres dziwny. Z jednej strony poczucie ulgi; jestem normalnym człowiekiem z normalnymi potrzebami i mogę żyć tak jak chcę, bez potrzeby strachu przed Bogiem.

Z drugiej; mam złamany system wartości – brak oparcia, brak prawd absolutnych i fundamentów koniecznych do ich budowania. Jeśli nie ma Boga to wszystko wolno.

I staje otworem cała przestrzeń możliwości – mogę być kim chcę, robić co chcę – nie ma ograniczeń. Ale ta mnogość możliwości, w równym stopniu cieszy co przeraża. Teraz to tylko ja jestem odpowiedzialny za swoje życie. To ja kreuję zasady i to ja dokonuję wyborów. I ja będę ponosił ich konsekwencje. I mogę tylko siebie winić za porażki. Ale też tylko sobie zawdzięczać zwycięstwa.

Jestem tylko w miarę ucywilizowanym zwierzem, które wabi się człowiek. Ciężko się z tym pogodzić. Ale to prawda. Teraz nie robi to na mnie wrażenia, ale dojście do takiego stanu umysłu było trudne. Jestem zwierzem, który nie odpowiada przed żadnym Bogiem, tylko przed samym sobą , społeczeństwem i rodziną. A no i śmierć to koniec wszystkiego. Nie jestem wybrany. Jestem zwykły.

Wolność, którą dostałem jest piękna, ale równocześnie jest to wolność podszyta rozgoryczeniem. W przypadku byłego świadka Jehowy, który przestaje wierzyć w Boga, można dostać wolność tylko w pakiecie z nihilizmem – co w długim terminie nie smakuje wcale tak dobrze.

Po odejściu z religii, która definiowała mnie od początku do końca – teraz jestem nowo narodzony. Tabula rasa. Niezapisana tablica. Od początku muszę zdefiniować siebie. Co lubię. Czego chcę. Granice. Cele. Środki.

 

 

Pierwszy instynkt to pogoń za utraconym czasem. Gdy inni się bawili, ja ganiałem po domach z torbą wypchaną Strażnicami. Gdy inni chodzili do dobrych szkół, ja siedziałem na zebraniach wsłuchując się w mdły i bezwartościowy materiał tam serwowany. Godzina za godziną, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem – konsekwentnie przez lata gdy byłem świadkiem Jehowy marnowałem cenny czas: 

Przyjaźnie w zborze – bezwartościowe – kontakt z tymi ludźmi straciłem.Chodzenie na zebrania  – bezwartościowe – gardzę tą wiedzą teraz.Głoszenie = bezwartościowe – trauma i wstyd, próbuję wymazać to z pamięci.

To, co uważałem za dobre, okazało się złe. To, co uważałem za złe, okazało się dobre. Prymitywne przewartościowanie wszystkich wartości.

„Jedzmy i pijmy bo jutro pomrzemy” – hasło to wyśmiewane i krytykowane na łamach Biblii i literatury Towarzystwa, nabiera nagle magicznego sensu. Tylko bieżąca chwila ma sens. Tylko Carpe Diem. Tylko teraz. Postawy życiowe, którymi wcześniej pogardzałem – wydają mi się teraz całkiem logiczne. Uganianie się za pieniędzmi i przyjemnościami za wszelką cenę. Tak – to ma sens. Taki złodziej, bandyta jawi się w moim umyśle, jako postać, która instynktownie zrozumiała, na czym polega ten świat. Bądź odważny i bierz z życia jak najwięcej – to jest filozofia prawdziwego drapieżcy! Być może taki powinienem być. Silny i samolubny..

Niektórzy dochodzą do takiej prawdy od razu. Gdy tymczasem mnie, dojście do stanu autentycznego namysłu nad ważnymi pytaniami typu: „Kim jestem” i „Kim chcę być” zajęło całe lata. Wcześniej nie musiałem się nad tym zastanawiać, bo zaimplementowano mi gotowe rozwiązania tych kwestii.

A teraz mogę wszystko. Ale nie mogę też zbyt wiele. Mój najlepszy okres pożarła Organizacja. Młodzieńczy zapał. Entuzjazm i wiarę w siebie. Chęć podbicia świata.

I teraz w moim stanie ducha znowu jestem jak ten młodzieniec, który odkrywa świat, ale niestety młodzieńcem nie mogę się nazwać. Jestem człowiekiem niedojrzałym, który był kiedyś bardzo głupi. A teraz mimo, iż jestem głupcem w prawie takim samym stopniu jak kiedyś – to moja mądrość, podobnie jak u Sokratesa, polega na tym, że zdałem sobie sprawę z własnej głupoty (niewiedzy). Jest to jakieś osiągnięcie. Warunek konieczny do dalszego rozwoju.

A teraz trzeba po prostu uczyć się prawdziwego życia. No i uczę się go na nowo. Świat ciągle pachnie dla mnie nowością, jak samochód prosto z salonu. Bezustannie zmieniam swój stosunek do niego i do siebie. Gubię się. Brak autorytetów i brak umiejętności ufania innym, po tym jak zostałem tak haniebnie oszukany. Bardzo późno zaczynam myśleć samodzielnie.


Lecz z czasem szaleństwo i chaos się kończą. Udaje się nabrać dystansu. I dopiero wiele lat po odejściu – zrozumiałem, że jednak nie chcę być drapieżcą i samolubem. Nie leży to w mojej naturze. A tę muszę zaakceptować bo inaczej będę nieszczęśliwy. I z bólem serca przyjmuję na klatę fakt, iż to kim jestem w dużym stopniu zostało ukształtowane przez naukę, którą teraz pogardzam. Jestem odpadkiem ze Strażnicowej fabryki produkującej ludzkie androidy, którzy myślą tylko w sposób binarny:

dobro (bóg) – zło (szatan),

przeżyć (być dobrym) – umrzeć (być złym),

grzech (nie podoba się bogu) – nie grzech (podoba się bogu)

I wiem, że nigdy nie pozbędę się pewnych wyrytych w mojej głowie rowów mentalnych. Dopiero teraz dojrzewam, mimo iż mam już ponad 30 lat. Powoli dochodzę do prawd, które inni być może znali od początku albo przyszły im dużo łatwiej.

Ale po wielu latach długiego przebywania ze sobą – nawet sam siebie polubiłem i to wraz z moim ciężkim świadko-jehowym bagażem. Gdyby nie świadkowie to byłbym zupełnie inną osobą. Może lepszą, może gorszą. Kto to wie. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu ciągłe zastanawiania się nad przeszłością. Bezustanne mielenie i żałowanie: co by było gdyby. Niszczy to i pozbawia sił. Liczy się tylko przyszłość. Teraźniejszość i przyszłość. Nic więcej. Na tym trzeba się skupić..

Tak jak zacząłem – to skończę..

Czyli cytatem z Vonneguta:

„Dojrzałość polega na tym, że człowiek wie, gdzie kończą się jego możliwości”

Udostępnij

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *