Cykliniarze
Z cyklicznego, bezczynnego zamyślenia wyrwały mnie dwa szybkie dzwonki domofonu:
– Halo?
– Cykliniarze! – ktoś odpowiedział wesoło, dając mocny akcent na pierwszą sylabę.
– Proszę bardzo! – odpowiedziałem tak pozytywnie jak tylko umiałem wciskając jednocześnie kluczyk.
Miejsce akcji to mieszkanie w kamienicy, w którym znajduje się pokój wymagający usługi cyklinowania. Spośród wielu możliwych cykliniarzy wybór padł na znajomego znajomych, któryż to był Świadkiem Jehowy i był ponoć dobry i nazywał się Mieczysław. W tej scenie brałem jeszcze udział ja narrator, czyli Janek, występujący jako osoba od dawna niechadzająca ścieżkami Jehowy, acz dalej oficjalnie będąca członkiem tej religii.
Oczekiwałem wizyty cykliniarzy z dozą dziwnej ciekawości i lekkiego zaniepokojenia.
Przybyli.
Jeden niski o zmierzwionej, brązowej czuprynie, 45 lat na oko. Nazywał się Mieczysław i sprawiał wrażenie, kogoś nadmiernie pobudzonego. Na twarzy widoczne oznaki przepracowania, ale twarz przystojna i oczy bystre.
Jego kompan to duży chłop z 20 kilogramową nadwagą, wysoki, szpakowaty, w okularach, które miały szkła o grubości wskazującej na kulodporność. W oczy rzucała się fryzura na klasycznego Mieszka Pierwszego, stworzona z przetłuszczających się czarnych włosów. Mieszek Pierwszy miał na imię Bogdan i wyglądał na przynajmniej 10 lat starszego niż Mieczysław. Był wycofany i zmieszany.
Zaczęli z impetem bez zbędnych ceregieli. Poprzestawiali meble, wesoło przekomarzając się. Mieczysław dał się poznać od razu, jako lider w tym duecie. Do niego należało ostatnie słowo i to on kończył żarty ciężką puentą w kierunku Bogdana:
– No co ty Bogdan? We dwóch taką małą szafę? Taki duży a taki słaby. Oj joj.. Ja to sam wezmę zobacz haha
Mietkowi buzia się nie zamykała. Robił wrażenie sympatycznego, acz może trochę za bardzo ciekawego:
– Ale fajne mieszkanie. Czy to własnościowe?
– Ile kosztowało?
Wiedziałem, że w końcu dojdzie do trudniejszych pytań:
– A do jakiej Sali Królestwa chodzicie? Tej na Sienkiewicza pewnie?
– Tak – powiedziałem zdecydowanie i zaraz zmieniłem temat. Nie miałem zamiaru wdawać się w dyskusje na tematy wiary.
Bogdan zaczął hałasować cykliniarką. W pewnym momencie znaleźliśmy się sami w pokoju z Mietkiem. Jego twarz nabrała znienacka konspiracyjnego wyrazu i oświadczył mi szeptem, z pełną powagą:
– Wiesz teraz wszyscy bracia mają robotę. Trudno znaleźć kogoś bez pracy. Kiedyś to ja miałem mnóstwo uczniów, wiesz, młodych braci i ich szkoliłem w cyklinowaniu. Oj ilu ja wyszkoliłem. Teraz pionierują, a dorabiają sobie cyklinowaniem.
– To chyba dobrze, że bracia mają robotę. Znaczy dobrzy pracownicy. No i ogólnie chyba lepiej się robi w Polsce – odpowiedziałem.
– No tak tak, jasna sprawa. Tylko widzisz teraz musiałem wziąć ze sobą tego Bogdana, to mój sąsiad, porządny chłop, ale nie ma serca do prawdy.
– No tak, co zrobić – zatkało mnie przez moment. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Od dawna nie odbywałem takich już takich rozmów.
– No no, wiesz jak jest – uśmiechnął się spolegliwie Mieciu.
Mietek jak tylko upewnił się, że jestem bratem, zaczął wesoło szczebiotać na temat zborów, służb i potencjalnych wspólnych znajomych:
– A Piątkowskiego znasz? Nie!? No niemożliwe przecież jak chodzisz na Sienkiewicza to musisz go znać.
– Ech Mietek, szczerze mówiąc to ja za bardzo już nie chodzę na te zebrania – powiedziałem niepewnie. Zdecydowałem się przerwać tę wesołą pogadankę. Zresztą Mietek przecież widział, że mam długie włosy, więc i tak miał mnie za jakiegoś wywrotowca. Ale mimo to, moje słowa go zasmuciły. Stracił wigor. Przez twarz przemknęła mu nuta zwątpienia. Ale zaraz wrócił do swego naturalnego uśmiechniętego stanu pobudzenia.
Cyklinowanie poszło bardzo szybko. Maszyny hałasowały, pył unosił się po całym mieszkaniu. Na moje uwagi, ze powinni pewnie nosić maski, obaj zareagowali tylko zdecydowanym machnięciem ręki.
Mietek umówił się ze mną na sobotę w celu położenia ostatniej warstwy lakieru.
– To na 10 znowu nie? Trzeba się wyspać che che. Dzisiaj jeszcze zebranie mamy, musimy pędzić. No to wszystkiego dobrego, do zobaczenia jutro, to se pogadamy – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Sobota 10 rano.
Mietek pojawił się punktualnie, tym razem już sam. Wyjrzałem przez okno i akurat podjeżdżał. Stara, malutka Honda Civic. Zdziwiło mnie to trochę. Mietek to dobry fachowiec, energiczny facet, wydawałoby się, że skoro cyklinuje już od ponad 20 lat, jak mi powiedział, to powinien się dorobić lepszego auta. A może to tylko jego robocze.
Mietek przywitał mnie serdecznie mocnym uściskiem dłoni.
– Może kawki? – zapytałem.
– No jak jest taka opcja, to chętnie.
– Jasne.
W toku niezobowiązującej rozmowy, znienacka pojawił się temat religii:
– A dlaczego Janek nie chodzisz już na zebrania? – nieśmiało zagaił Mietek.
– Wyglądasz na fajnego człowieka, więc powiem Ci szczerze. Ja to już nie za bardzo w to wszystko wierzę i tyle właściwie. Nie wiem, po co miałbym tam chodzić – odpowiadam ostrożnie.
– Ale nie jesteś wykluczony? – Mietek spojrzał na mnie nieufnie.
– Nie jestem.. nie musisz się bać – mówiłem patrząc się na niego trochę krzywo.
– No no dobrze. Znaczy się nieczynny jesteś. A z jakiego zboru?
– Tak serio to nawet nie wiem.. Przestałem chodzić na zebrania, wyjechałem za granicę, teraz wróciłem, i w sumie to nie wiem, w jakim zborze gdzie jestem. Oni podzielili jakoś te zbory.
– No tak. A Twoja kobieta, to taka jak Ty, niewierząca?
– No niestety nie – odparłem z szerokim i bezczelnym uśmiechem – ciągle jej Jehowa w głowie.
– Ahhahaa no to dobrze – rozradował się Mietek – No ale ty.. – kontynuował – jak ty możesz tak żyć? Przecież poznałeś prawdę. Na pewno dalej wierzysz, że to prawda?
Wiara vs Wiedza
Uffff musiałem nabrać powietrza, nie wiedziałem, co powiedzieć, dopiero po dłuższej chwili się odezwałem:
– Mietek! To ja powiem Ci po prostu w skrócie, że ja w małym stopniu jestem zainteresowany wiarą, bardziej fascynuje mnie wiedza.
– No wiedza wiedza.. Ale jak tak można bez Boga? Przecież to głupie jest. Nie zastanawiasz się skąd ten świat? Człowiek?
– Zastanawiam się. Ale to raczej mam już ustalone w głowie. Przynajmniej, jeśli chodzi o zagadnienie skąd człowiek.
– No to skąd?
– Dla mnie człowiek to zwierz jest. Wyewoluował. I tyle.
– Darwin? To przecież jakieś bzdury. Sam Darwin pisał, że jak się nie znajdzie form pośrednich, to jego teoria jest fałszywa. No i co znaleziono? – zapytał Mieciu groźnie, akcentując ostatnie słowa, jakby mówił coś w stylu: A wyjebać Ci?
– Mieciu, ale przecież mnóstwo tego znaleziono – chciałem żeby to zabrzmiało jednocześnie poważnie i łagodnie.
– E tam. Nic nie znaleziono – odpowiedział pewnie Mietek. Było mu chyba wszystko jedno, w jakim tonie się do niego zwracam.
– No to musisz coś poczytać na ten temat – odparłem sucho.
– Co poczytać? Naukowców?
– No tak.
– Ale człowieku, oni przecież pracują dla tych korporacji, robią wyniki naukowe na zamówienie, jak ja mam im zaufać? Zobacz medycynę, przecież oni specjalnie nas oszukują. Bach bach na zamówienie, dopuszczone, jakieś tabletki i można sprzedawać i robić kasę.
– No tak, to prawda, jest mnóstwo nadużyć, co nie znaczy, że należy odrzucać całą naukę i jej metodykę – szukałem w myślach czegoś, co to potwierdza – Przecież na księżyc polecieliśmy – dodałem szybko.
– No polecieliśmy, ale zobacz jak ogromny jest wszechświat, i ile jest gwiazd. Co znaczy takie polecenie na księżyc w obliczu całego wszechświata. Nic.
– No nie wiem, czy takie nic, jest to ogromne osiągnięcie, a to wszystko dzięki metodzie naukowej i człowiekowi. Osiągnęliśmy to bez żadnej Biblii czy Boga.
– Ale na co ta cała wiedza i postęp? – mówił Mieciu pobudzony – przecież jest coraz gorzej. Zatruwamy świat, ludzie coraz gorsi. Zepsucie moralne. No i mógłbym jeszcze wiele wymieniać. No ale chodzi o to, że jest coraz gorzej. Czasy się robią coraz trudniejsze.
– Mietek proszę Cię – mówię z szerokim uśmiechem. Weź no porównaj jak się żyło jeszcze 500 czy nawet 100 lat temu. Ludzie żyli średnio po 30 lat, w prymitywnych warunkach, w brudzie i smrodzie i w ciągłym poczuciu zagrożenia. A teraz? Masz kanalizację, internet, szpitale i żyjesz średnio lat 70. No proszę Cię. Pokaż mi czasy, w których było lepiej niż jest teraz?
– Heh – mruknął Mietek z szelmowskim uśmiechem – no za czasów Adama i Ewy. Rajski ogród, żyli długo i szczęśliwi.
– No weź no Mietek, mnie chodzi o czasy z jakiejś udokumentowanej historii.
– No jak to. Dla mnie to udokumentowane. Tak było. A że Ty nie uznajesz, to trudno. Ja wierzę, że tak było.
– No ale właśnie o tym jest dyskusja – żachnąłem się – mnie nie chodzi o wiarę tylko o wiedzę. Uwierzyć to można, w co się tylko chce. Możesz przecież uwierzyć buddystom, muzułmanom, mormonom, komu chcesz.
Zaufanie
– No ale moja wiara to nie jest taka zwykła wiara. Tak jak w tym wersecie; to jest nacechowane pewnością oczekiwanie rzeczy przyszłych – powiedział podniosłym tonem Mieciu.
– Wszystko super. Tylko skąd ta pewność?
– Jaka pewność?
– No ta pewność oczekiwania rzeczy przyszłych?
– No jak skąd, no z Biblii. Przecież to Słowo Boże.
– No ale wiele różnych religii uznaje Biblię, dlaczego wybrałeś akurat Świadków Jehowy?
– Wiesz ja to nie podszedłem tak lekko, ja byłem kiedyś ateistą – rozpoczął z nostalgią w głosie Mietek – przyszli pewnego dnia Świadkowie Jehowy i mi pokazali, co jest napisane w Biblii i co mam robić. Ale najpierw to mnie musieli przekonać w ogóle do tego, że Bóg istnieje. I jak mnie przekonali, to już poszło dobrze. Wiesz ten brat, co ze mną studiował powiedział ważną rzecz, posłuchaj, bo Tobie też się przyda: – Mietek, jak podczas studium czegoś nie rozumiesz, albo się nie zgadza to na razie to zostaw. Włącz po prostu zaufanie do Jehowy i nie myśl o tym. I idźmy dalej z materiałem – no i ja właśnie tak zrobiłem. Włączyłem zaufanie! A później wszystko stało się jasne. I uwierzyłem.
– Ale Mieciu kochany, przecież jeśli taką taktykę zastosujesz do jakiejkolwiek innej religii, na zasadzie, że im zaufasz, to przecież możesz uwierzyć w cokolwiek. – nie mogłem odpuścić Mieciowi.
– O nie! Tylko Świadkowie Jehowy, wzywają imienia Jehowy. To jest podstawa. Tak jak w Izajasza; Wy jesteście moimi Świadkami..
– Oj Ty Mieciu z tym imieniem Jehowy, to przecież jest tylko kwestia nazwy. Katolicy też uznają imię Jehowy i wiele jest religii opartych na Biblii, które też zgodzą się, że Bóg ma na imię Jehowa.
– Ja znam tylko jedną taką religię. Te inne religie to albo w Trójcę wierzą, albo obchodzą Boże Narodzenie i inne pogańskie rzeczy.
– Ale przecież Świadkowie też kiedyś Boże Narodzenie obchodzili!?
– Ja wiem! Ale doszli do lepszego zrozumienia teraz – wkurzył się MIeciu.
Źródło: http://artistartworld.com/listing-dialogue-134.html artysta: Andrey Zhelkovsky 2010
Filozofia
– Ale zobacz Mieciu, bo ja mam wrażenie, że Ty wszystkie wątpliwości na temat Świadków tłumaczysz sobie zawsze na ich korzyść. Widzisz ja byłem Świadkiem od urodzenia przez 20 lat, aż nabrałem wątpliwości i zacząłem czytać inne rzeczy, nawet specjalnie poszedłem na filozofię, żeby się przekonać, czy to, w co wierzę, ma sens czy nie. I ja po 20 latach bycia Świadkiem stałem się niewierzący, czyli odwrotnie od Ciebie.
– Specjalnie na filozofię – fiu fiu.. Na Mietku zrobiło to wrażenie – poważnie? – zapytał.
– Tak. Poważnie. Specjalnie zacząłem studiować filozofię, żeby przekonać się, czy religia, którą od dziecka wyznaję – jest logiczna i ma sens. I już na pierwszym roku, musiałem przyznać, że nie ma.
– No bo ty pewnie, nie zwracasz uwagi na dowody wokół Ciebie. Zobacz na ten dom. Ktoś go musiał postawić, prawda?
– Mieciu proszę Cię.. – moja twarz wyrażała, totalną niechęć do wysłuchania tego, wyświechtanego przez religiantów argumentu.
– No ale odpowiedz, tak czy nie? Ktoś go musiał postawić, zrobić kanalizację, ściany kuchnię itd. Tak czy nie? – zdenerwował się lekko Mieciu.
– No tak.. – odparłem z rezygnacją w głosie.
– No widzisz, to tym bardziej świat wokół Ciebie. Rozejrzyj się. Jak to wszystko wspaniale stworzone. Powietrze. Wszystko w najlepszych proporcjach.
– No ale Mieciu to przecież nie jest tak. To odwrotnie. Bo to przecież świat był pierwszy, a później pojawiło się na nim życie. To my jesteśmy przystosowani do świata, a nie świat do nas. Dlatego, że na ziemi jest powietrze i woda, to pojawiliśmy się my. A nie odwrotnie. Gdyby nie idealne warunki, to życie nigdy nie pojawiłoby się na ziemi.
– Aj bo to sobie wszystko przekręcasz. Trudny przypadek jesteś. To może inaczej. Wiesz skąd tyle ropy i węgla w ziemi?
– Nie mam pojęcia.
– A widzisz!! Nie interesujesz się. A poczytaj o tym. Poczytaj.
– No ale o co chodzi? Węgiel to z drzewa powstaje.
– No właśnie! A ropa z umarłych zwierząt. A skąd tyle tego? No właśnie. Potop jest tu odpowiedzią. Tyle drzew i tyle zwierząt padło – stąd ropa i węgiel.
– No ale Mieciu, przecież ten potop to absurd. Na pewno istnieje inne, racjonalne wytłumaczenie, tego, skąd jest węgiel i ropa.
– No ale jakie? Wiesz?
– No nie wiem. Nie zajmuję się tym. Na pewno to można gdzieś sprawdzić, są eksperci, którzy to badają całe życie. Dlaczego im nie zaufać?
– Janku, ja nie ufam ekspertom. Ci naukowcy ciągle się mylą.
– No ale wracając do tego potopu. Mówisz, że Ty nie wierzysz w ewolucję, prawda? No ale kiedy był Potop? Jakieś 4000 lat temu tak?
– No coś takiego.
– No to powiedz mi Mieciu, ile gatunków zwierząt wpakował ten Noe do Arki. 10 000?
– No nie wiem ile. Bardzo dużo.
– No dobra, ale to jakaś ograniczona ilość, prawda? Możemy to wyliczyć.
– No nie wiemy ile – bardzo dużo.
– Ok moim zdaniem to nie mógł wpakować więcej niż powiedzmy 20 000 par różnych gatunków. No i według tego, co jest napisane w Biblii – to potop zalał całą ziemię i zniszczył wszystko. Został tylko Noe z tym, co na Arce. A teraz rozejrzyj się wokół siebie. Zobacz ile istnieje gatunków zwierząt? Miliony. Żeby utrzymywać, iż ta wielka liczba gatunków pochodzi od arki Noego, to trzeba wierzyć w jakąś super hiper przyśpieszoną ewolucję. No bo jak z 20 000 gatunków zrobiły się miliony i to w przeciągu 4000 lat?
– No mogło się zrobić. My wierzymy w mikro ewolucję, a nie w makro ewolucję. Mogą zachodzić zmiany w obrębie jednego gatunku. 4000 lat to bardzo dużo. Zobacz ile Polska istnieje? 1500 lat gdzieś nie? A ile się zmieniło.
– No ale Mieciu kochany – jak mogło z 15 000 gatunków powstać miliony gatunków, jeżeli zmiany są tylko w obrębie gatunków? – powiedziałem tonem pewnego siebie pokerzysty, który mówi sprawdzam mając 4 asy.
– Janku, ja to w takich sprawach ufam Jehowie. Na pewno coś można znaleźć jakieś wytłumaczenie – powiedział spokojnie Mietek bezczelnie pomijając mój argument. – Zobacz Janku przecież rasy ludzkie, jak to szybko powstało, murzyni są czarni, a chińczycy skośnocy – kontynuował Mieciu.
– No ale ja o tym mówię, rasy powstały przecież w wyniku oddziaływania odmiennego środowiska i wyniku tego, że geny były wymieniane w obrębie jednego terytorium, które było zamknięte. Jeżeli godzisz się, że pod wpływem środowiska powstają małe zmiany, to dlaczego nie zgodzić się, że wraz z upływem dużej ilości czasu, te zmiany narastają i robią się coraz większe?
– Zmiany w obrębie gatunku. Tak. Ale z jednego gatunku nie powstaje drugi. Widziałeś, żeby kobieta mogła mieć dziecko z małpą?
– No nie widziałem.
– A widzisz!! Dwa różne gatunki, a ponoć człowiek pochodzi od małpy.
– To zdaje się nie jest tak.. – odparłem lekko zniesmaczony – człowiek nie pochodzi od małpy, ale ma z małpą wspólnego przodka.
– No tak, tak. Ale dwa gatunki nie mogą się mieszać. Widziałeś kiedyś, żeby dwa gatunki się mieszały??
– Hmmm no a ten koń z osłem? Powstaje muł, który jest bezpłodny.
– No tak.. Ale to chyba nie gatunki różne.. – Mieciu był wyraźnie zbity z tropu.
– Wyobraź sobie, że między osłem a koniem, jest jeszcze mała różnica ewolucyjna więc mogą mieć potomstwo, a gdyby były oddzielone od siebie na setki tysięcy lat, to różnica ewolucyjna byłaby coraz większa i wtedy potomstwa nie mogłyby mieć razem.
– To tak ci naopowiadali ci profesorowie. Wiesz ja się na tym nie znam, ale poczytaj sobie książkę niebieską o ewolucji, albo na jw.org wejdź.
– Mieciu, przecież ja to przerabiałem. Książkę niebieską to wziąłem na takie zajęcia „Umysł a przyroda”, które prowadziła profesor biologii i akurat mieliśmy dyskusję o kreacjonizmie. I ja wtedy myślałem, że tą niebieską książką to ja tą profesor przyprę do muru. Przecież tam bracia dali nieobalalne argumenty. I wiesz co się stało Mieciu?
– No co się stało? – Mieciu był wyraźnie zaaferowany.
– To trwało najwyżej 20 minut. Każdy argument odparty. Na wszystko dostałem dowody i odnośniki do odpowiednich badań i odpowiednich pozycji książkowych. Cała niebieska książka to jak się okazało stek bzdur.
– hmmm – zamyślił się Mieciu. Ku mojemu zaskoczeniu, ze wszystkich moich dotychczasowych argumentów, właśnie ten zrobił na nim największe wrażenie.
– Ale ale – Mieciu odzyskał wenę – przecież niebieska książka jest bardzo stara, już teraz jest nowa książka. Tam w tej niebieskiej są pewnie stare argumenty – to bardzo możliwie, że już są nieaktualne. Musisz przeczytać tą nową.
– Wiesz Mieciu, mi to się już nie chce czytać. Ja mam to ogarnięte. Ja już się naszukałem. A oprócz tego całego czytania i poszukiwania trzeba żyć. I ja chcę teraz po prostu żyć.
– Rozumiem. -Mieciu zaczął głośno szlifować parkiet. I spuścił głowę
Wyszedłem.
Chciałem chwilę odpocząć. Dyskusja, która wywiązała się była dynamiczna jak serie z Kałasznikowa. Odbyłem takich „strzelanek” w moim życiu kilka. Jeszcze nigdy nie doprowadziło to do niczego specjalnie pozytywnego. Głowa huczała mi od pojawiających się coraz to nowych argumentów, którymi mógłbym zakasować Miecia. Ale czy to w ogóle ma sens? Budził moją sympatię. Uśmiechnięty, grzeczny – dobry człowiek. Bardzo pozytywnie nastawiony do życia. Obiecałem sobie, że jeżeli jeszcze pogadamy to postaram się nie być agresywny, tylko potraktować to jako zwykłą pogawędkę.