Polemika/Fakt

Świadkowie Jehowy – amerykańska religia. Część 2: Korporacja

Świadkowie Jehowy – amerykańska religia. Część 2: Korporacja

Watchtower Incorporated – American Way

Ameryka to kraj wielkich korporacji i to one kształtują tamtejszą rzeczywistość. Wpływają na polityczne decyzje, finansują kampanie prezydenckie i są najważniejszym towarem eksportowym. Czy Świadkowie Jehowy to też jest korporacja? Być może są po prostu korporacją wydawniczą, która przestała pobierać konkretne opłaty za za swoje czasopisma i decydując się na inną formę dystrybucji zaczęła oferować je tym, którzy skłonni są za nie zapłacić w formie dobrowolnego datku. Ale tak naprawdę nikt nie wie, co siedzi w głowach ludzi, zarządzających tą religią. Chciałbym wierzyć, że jednak kryją się za tym jakieś ideały.

Ale abstrahując od ideałów – skupmy się na sposobie działania tej religii.

Religijna korporacja to było coś zupełnie nowego w polskim świecie po 1989 roku. Metodyka jest żywcem wyjęta z najlepszych amerykańskich wzorców biznesowych. Jest to hybryda łącząca metody marketingowe znane ze świata biznesowego z biblijnym orędziem i etyką chrześcijańską.

Co jest korporacyjnego u Świadków Jehowy?

Techniki sprzedaży: „Głosiciele królestwa” – czyli darmowi wolontariusze pracujący dla towarzystwa Strażnica – wykorzystują wszelkie możliwe kanały by „Strażnicę” zareklamować. Na różne sposoby: na ulicy, od domu do domu, na stojakach przy centrach handlowych, przez telefon, przez internet, rodzinie, kolegom w pracy, dentyście itd. Nie jest to nic nowego w świecie biznesu – każdy z tych kanałów dystrybucji od dawna wykorzystywany był przez klasyczne korporacje.

Na przykład: amerykański „Amway” albo „Avon” to firmy, które wykorzystują tzw. marketing wielopoziomowy i sprzedaż bezpośrednią. Są to techniki świetnie opanowane właśnie przez Świadków Jehowy – w skrócie chodzi o to, że firma staje się częścią życia prywatnego, i że wykorzystuje się przyjaciół, rodzinę, znajomych w celu promocji produktów lub sprzedaży.

Zdjęcie: Kongres Amwaya

 

Kongresy, plakietki, zebrania, szkolenia. Jasna hierarchia. Mentorzy. Kolorowe broszurki pisane chwytliwym językiem. Kampanie promowania konkretnej książki. Specjalne tygodnie wzmożonej działalności. Szkolenia podczas których możesz być „coachowany” przez specjalistów-mentorów; np. nadzorców podróżujących, pionierów specjalnych, czy międzynarodowych gości z zarządu.

Kompilowane są podręczniki „nawracania”, w których uwzględnia się każdą możliwą odpowiedź potencjalnego „klienta”. Owe podręczniki szczegółowo omawiają aspekty wzbudzenia w rozmówcy zainteresowania. Dostosowanie wstępu. Zbudowanie fundamentu do rozmowy. Przekonująca argumentacja, gesty, retoryka itd.

Głoszący nowinę „Watchtower Inc” zmuszeni są do raportowania swoich osiągnięć w szczegółowych sprawozdaniach, gdzie w odpowiednie rubryki wpisują np. ile godzin spędzili w służbie, ile publikacji rozdali. Świadkowie Jehowy bardzo dużą wagę przykładają do statystyk. Uwielbiają się chwalić osiągnięciami; nowa najwyższa ochrzczonych, rekordowa ilość ludzi na kongresie, Strażnica wydrukowana w największej ilości języków itp. Przy każdej okazji Świadkowie Jehowy wmawiają swoim „pracownikom” i reszcie świata, ze są najlepsi a ich produkt jest zupełnie wyjątkowy. To normalne w świecie reklamy, ale chyba jednak nie tak normalne w świecie religii..

Zdjęcia: Na pierwszym od lewej członek Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy prezentuje nowe, zmienione wydanie Biblii w przekładzie Nowego Świata. Na drugim to oczywiście ś.p. Steve Jobs z Iphonem.

Poza tym, bardzo ważne jest by „pracownik” odpowiednio wyglądał. Amerykanie to wiedzą. Nikt nic nie kupi od źle ubranego, zarośniętego ponuraka. Dobry sprzedawca musi być gładko ogolony, ubrany w garnitur i ma życzliwie się uśmiechać. Do tego tak jak w każdej firmie – pracownicy są odpowiednio motywowani. Watchtower nie chce motywować pieniędzmi – stawia na tańsze, i bardziej wyrafinowane metody. Straszenie Armagedonem, gniewnym Bogiem czy też zepsutym, szatańskim światem. Jest też wzmocnienie pozytywne – jeśli będziesz się wysilał w dziele „Bożym” – to dostaniesz od niego nagrodę – życie wieczne w raju na ziemi.

 


Pomysł na to, iż zbawienie można otrzymać w zamian za roznoszenie ulotek jakiejś Organizacji – mógł się narodzić tylko w Ameryce – gdzie wszystko robi się coś za coś, korzyść za korzyść. A rzeczywistością rządzi pieniądz.

Show me the money!

Mówienie, że w USA wszystko kręci się wokół pieniędzy to banał. Każdy to wie i każdy to powtarza. Mam jednak wrażenie, że nie każdy chce się nad tym specjalnie zastanawiać. A przecież jest to prawda szokująca.

W amerykańskiej poszechnej „teorii moralności” obowiązującą zasadą jest imperatyw, iż to, co przynosi zysk jest dobre. Podobna prawidła obowiązują w tambylczej „epistemologii” gdzie definicja terminu „prawda” jest bardzo prosta: prawda to jest takie coś, co wypowiada człowiek mający najwięcej pieniędzy. Takież to utylitarystyczne przekonania wyznaje amerykańskie społeczeństwo merkantylne. W takim świecie wszystko staje się tylko i wyłączenie biznesem. Sztuka – to biznes. Śmierć – to biznes. Przyjaźń – to biznes. Wojna – to biznes.

 A religia? W USA panuje wolny rynek religii, na którym tylko najsilniejszy przetrwa, a słaby ginie. Religie rywalizują między sobą o wyznawcę (klienta) i zachwalają swoją ofertę jak mogą. Świadkowie Jehowy wygrali trudną konkurencją z tysiącami szalonych grup religijnych działających na terenie USA i spijają teraz efekty tego sukcesu. Jak długo będą finansowo utrzymywać się na powierzchni – tak długo będziemy o nich słyszeć.

Jak zarabiają pieniądze? Na wiele sposobów; Dobrowolne datki od wiernych. Sprzedaż nieruchomości, które Ci sami wierni za własne pieniądze wybudowali, sprzedaż periodyków wydawanych przez Organizację – wyznawcy je kupują, drukują, piszą, dystrybuują i czytają – biznes sam się kręci. Czasem wpadnie też taki bonus jak np. spadek – jakaś babcia pod koniec życia decyduje się zapisać Organizacji dom – wnuczkom nie będzie potrzebny – a Jehowie zawsze się przyda. Sposobów jest więcej – i na pewno napiszę kiedyś na ten temat oddzielny artykuł.

Aby zakończyć akapit błyskotliwie – mała zagwozdka dla wiernych; Jeżeli Świadkowie Jehowy to naprawdę wybrana religia – i mają błogosławieństwo samego Boga – to dlaczego potrzebują waszych pieniędzy? Jeżeli ta religia jest prawdziwa to na pewno Bóg nie pozwoli jej upaść – nawet jeśli przestaniecie ją finansowo wspierać.

Watchtower Brand

Wyróżniające się logo to wizytówka firmy. Musi zapadać w pamięć. Podstawa biznesu. 

American hypocrisy

Religia w Ameryce to jest biznes. To bezpardonowa walka o klienta – wyznawcę. Naprawdę nie jestem w stanie ocenić, na ile działania liderów religijnych są motywowane idealizmem i chęcią pomocy – a na ile wyrachowaniem, cynizmem i zwykłą chciwością. Możemy tylko się zastanawiać analizując przykłady obłudnych manipulatorów, którzy dostali się na same szczyty amerykańskich religii:

 

Ted Haggard – swego czasu charyzmatyczny lider ewangelików, doradca Georga Busha – uwielbiany przez tłumy za swoje kazania. Spada na samo dno, gdy okazuje się, iż był zaangażowany w płatny seks z męskimi prostytutkami i zażywanie narkotyków. Jednocześnie żarliwie potępiając homoseksualizm w swoich kazaniach.

 

Podobny przypadek to Eddie Long – bardzo znany pastor z Kościoła Baptystów. Oskarżony o przejęcie ponad 3 milionów dolarów z własnej religijnej organizacji non – profit, oraz o wykorzystywanie seksualne młodych mężczyzn ze zboru.

Zdjęcie: Joseph Rutherford – prezes Strażnicy w latach 1917 – 1942

Takich przykładów jest o wiele więcej. To jest Ameryka. Jeśli myślisz, że Świadkowie Jehowy są zupełnie inni – to pomyśl dwa razy. Poczytaj np. o dokonaniach Josepha Rutherforda (jednego z najważniejszych prezesów Świadków Jehowy); kazał on przygotować luksusową rezydencję (Beth Sarim) dla proroków i królów z czasów starożytnego Izraela, którzy mieli powrócić na ziemię. Samuel z Dawidem i Gedeonem jednak nie przybyli – więc w rezydencji zamieszkał sam Rutherford – znany ze swego zamiłowania do dobrych alkoholi i luksusowych samochodów. A to wszystko w czasach Wielkiej Depresji z pieniędzy wiernych.

Public Relation

Ameryka to kraj, gdzie najważniejszy jest dobry bajer. Spin doktorzy zarabiają krocie – ponieważ dobre publicity to podstawa działania biznesu i polityki. Nie liczy się to jak jest naprawdę. Liczy się to, co się dobrze sprzeda i co dobrze wygląda. W związku z tym w świecie wykreowanym przez Amerykański kapitalizm wszystko jest albo może być sztuczne: radość, pożądanie, cycki, szczęście, bogactwo, sztuka, poglądy, uśmiech, jedzenie, pośladki, wiara, zasady, rodzina, patriotyzm, mądrość.

 Troska o dobry „PR” sprzyja sytuacjom, gdy ludzie nawet stojąc nad przepaścią mówią że wszystko jest super i w najwyższym porządku. Tylko w Ameryce prezesi prestiżowych firm do samego końca potrafią udawać, że nic złego się nie dzieje – aż do momentu wielkiego krachu, gdy firma „nagle” bankrutuje – a prezes skacze z samego szczytu wieżowca. Bo przyznanie się do porażki, i pokazanie że wcale nie jesteś „cool” jest gorszym obciachem niż samobójstwo.

 Skąd my to znamy? Społeczeństwo Świadków Jehowy za wszelką cenę próbuje sprawić by reszta świata myślała o nich dobrze. Organizacja to ma być dobrze funkcjonująca maszyna złożona z samych uśmiechniętych, zdrowych, schludnych uczciwych ludzi. Jak się do nas przyłączysz to też taki będziesz. Szeregowi członkowie tej religii trenowani są w przekonaniu, iż za żadne skarby nie mogą przynieść ujmy Organizacji i często w razie problemów – wcale nie przyznają się, iż są Świadkami Jehowy – albo biorą całą winę na siebie.

 Wszelkie afery wyciszamy. Nie angażujemy się w spory. Gdy tylko konkretny Świadek Jehowy zacznie sprawiać problemy – to wtedy chętnie się go usuwa ze społeczności, a zaniepokojonej opinii publicznej można powiedzieć, że ten człowiek nie ma już ze Świadkami Jehowy nic wspólnego i że bolejmy itd. ale to nie nasz problem.

CDN.

Udostępnij

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *